Tłumaczenie: Anna Rojkowska
Tytuł oryginalny: The Goodbye Bride
Cykl: Summer Harbor (tom 2)
Data wydania: 2 maja 2017
Wydawnictwo Dreams
Ilość stron: 368
Gatunek: Literatura obyczajowa i romans
"Uciekająca narzeczona" to druga część serii Summer Harbor od Denise Harbor i wciąż podtrzymuję zdanie, że autorka potrafi wykreować niebywale ciepłą historię, przepełnioną miłością, ale i też bólem, który jest jej nieodłącznym towarzyszem. Po przeczytaniu "Jak płatki śniegu" nie mogłam się doczekać powrotu do Summer Harbor oraz poznać kolejne losy członków rodziny Callahan.
W tej książce poznajemy Zaca, właściciela najlepszej restauracji w mieście, którego serce 7 miesięcy wcześniej zostało rozerwane na milion małych kawałeczków. Co się stanie, gdy osoba, która doprowadziła go do takiego stanu, ponownie wróci do jego życia?
Kiedyś Zac i Lucy stanowili nierozerwalny duet. Zakochani w sobie po uszy planowali szybko wziąć ślub. Jednak w przeddzień ślubu, Lucy pozostawia swojego narzeczonego bez jakichkolwiek wyjaśnień. Po prostu znika. Od tamtej chwili Zac stara się pójść dalej, zapomnieć o przeszłości i żyć przyszłością. 7 miesięcy później dostaje telefon od Lucy, która prosi go o pomoc. Okazuje się, że dziewczyna w wyniku niefortunnego wypadku straciła pamięć. Wywołana przez to amnezja wymazała z jej głowy kilka miesięcy z życia. Nie pamięta, dlaczego przeprowadziła się do Portland, dlaczego tamtego dnia w knajpie miała na sobie suknię ślubną, ale przede wszystkim - dlaczego opuściła jedynego mężczyznę, którego tak bardzo kochała.
Lucy Lovett była bardzo złożoną postacią i odczuwałam w stosunku do niej ogromny smutek. Współczułam sytuacji w jakiej się znalazła. Od przebudzenie czuła się zagubiona, zraniona. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jej traumatyczne dzieciństwo, z którym wciąż nie zdołała się uporać. Lucy stała się postacią bliską i bliską memu sercu.
Postać Zaca upewnia mnie w przekonaniu, że bracia Callahan są mężczyznami, których każda kobieta potrzbuje w swoim życiu. Uwielbiałam jego ogromną siłę dzięki której, mimo tego jak bardzo zraniła go Lucy, pomógł jej. Od czasu do czasu udowadniał Lucy, że jest dobrym człowiekiem. Obserwowanie jego zmagań i determinacji, by pozostać silnym na tle jego miłości do Lucy, było bardzo pouczającym doświadczeniem.
Kończąc pierwszą część byłam doskonale świadoma tego, że nie żegnam się z Eden i Beau, dlatego jestem bardzo wdzięczna Denise Hunter, za to, że nie zapomniała o bohaterach z poprzedniej książki. Nie mogło zabraknąć Eden, która jako jedyna była w stanie dotrzeć do Lucy w sposób bezstronny i pomóc wypełnić lukę dla rodziny, która ma trudny czas pokazując jej jakiekolwiek wybaczenie tego, co wydaje się jej zrobił dla ich brata. Eden jest przyjacielem, którego potrzebuje, w mieście, które pojawia się przeciwko
Kiedyś Zac i Lucy stanowili nierozerwalny duet. Zakochani w sobie po uszy planowali szybko wziąć ślub. Jednak w przeddzień ślubu, Lucy pozostawia swojego narzeczonego bez jakichkolwiek wyjaśnień. Po prostu znika. Od tamtej chwili Zac stara się pójść dalej, zapomnieć o przeszłości i żyć przyszłością. 7 miesięcy później dostaje telefon od Lucy, która prosi go o pomoc. Okazuje się, że dziewczyna w wyniku niefortunnego wypadku straciła pamięć. Wywołana przez to amnezja wymazała z jej głowy kilka miesięcy z życia. Nie pamięta, dlaczego przeprowadziła się do Portland, dlaczego tamtego dnia w knajpie miała na sobie suknię ślubną, ale przede wszystkim - dlaczego opuściła jedynego mężczyznę, którego tak bardzo kochała.
Lucy Lovett była bardzo złożoną postacią i odczuwałam w stosunku do niej ogromny smutek. Współczułam sytuacji w jakiej się znalazła. Od przebudzenie czuła się zagubiona, zraniona. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jej traumatyczne dzieciństwo, z którym wciąż nie zdołała się uporać. Lucy stała się postacią bliską i bliską memu sercu.
Postać Zaca upewnia mnie w przekonaniu, że bracia Callahan są mężczyznami, których każda kobieta potrzbuje w swoim życiu. Uwielbiałam jego ogromną siłę dzięki której, mimo tego jak bardzo zraniła go Lucy, pomógł jej. Od czasu do czasu udowadniał Lucy, że jest dobrym człowiekiem. Obserwowanie jego zmagań i determinacji, by pozostać silnym na tle jego miłości do Lucy, było bardzo pouczającym doświadczeniem.
Kończąc pierwszą część byłam doskonale świadoma tego, że nie żegnam się z Eden i Beau, dlatego jestem bardzo wdzięczna Denise Hunter, za to, że nie zapomniała o bohaterach z poprzedniej książki. Nie mogło zabraknąć Eden, która jako jedyna była w stanie dotrzeć do Lucy w sposób bezstronny i pomóc wypełnić lukę dla rodziny, która ma trudny czas pokazując jej jakiekolwiek wybaczenie tego, co wydaje się jej zrobił dla ich brata. Eden jest przyjacielem, którego potrzebuje, w mieście, które pojawia się przeciwko
niej.
Myślałam, że to historia Beau i Eden skradła moje serce, jednak jak się okazało - "Uciekająca narzeczona" nie dość, że je skradła to jeszcze je rozbiła, posklejała i oddała by prawdopodobnie pozwolić ostatniej części z tej serii zniszczyć je całkowicie.
"Chyba trzeba robić, co się da, a całą resztę powierzyć Bogu. Kłopoty zawsze będą. To one nas kształtują i robią z nas ludzi, którymi Bóg chce, żebyśmy byli."
Za tę książkę dziękuję wydawnictwu:
Nazwisko Denise Hunter ostatnio widuję wszędzie - to chyba znak, że powinnam zacząć czytać jej książki ;) Może niedługo wreszcie sięgnę po jej twórczość, skoro tak dobrze się na jej temat wypowiadasz :D
OdpowiedzUsuńweronikarecenzuje.blogspot.com