Tytuł: Arsen
Autor: Mia Asher
Tłumaczenie: Iga Wiśniewska
Tytuł oryginalny: Arsen. A broken love story
Data wydania: 15 listopada 2017
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Ilość stron: 450
Gatunek: Literatura obyczajowa i romans
Jeżeli myślicie, że ta recenzja będzie przepełniona zachwytem i uwielbieniem, to jesteście w błędzie. Przykro mi to mówić, a właściwie pisać, ale czytaniem „Arsen” było dla mnie jedną wielką pomyłką.
Ale zacznijmy od początku.
Gatunek: Literatura obyczajowa i romans
Jeżeli myślicie, że ta recenzja będzie przepełniona zachwytem i uwielbieniem, to jesteście w błędzie. Przykro mi to mówić, a właściwie pisać, ale czytaniem „Arsen” było dla mnie jedną wielką pomyłką.
„Arsen” jest moją pierwszą stycznością z twórczością Mii
Asher. Po wielu pozytywnych ocenach i recenzjach, wiedziałam, że jest to
książka, którą MUSZĘ przeczytać. Tak też będąc na Targach Książki w Krakowie nie
omieszkałam zaopatrzyć się w jeden egzemplarz. Sądząc po tylu zachwalających opiniach naprawdę
spodziewałam się książki wysokich lotów. Niestety było wręcz przeciwnie. „Arsen”
było zdecydowanie jednym z najbardziej nieprzyjemnych czytelniczych doświadczeń jakie kiedykolwiek przeżyłam.
W tej historii mamy do czynienia z trójkątem miłosnym między
Cathy, Benem i tytułowym Arsenem.
O bohaterce można by powiedzieć wiele, niekoniecznie
dobrego. Jest to osoba, która – trzeba przyznać – przeszła w życiu wiele. Z
kochającym mężem Benem od wielu lat starali się bezowocnie o dziecko, niestety
każda kolejna kończyła się tym samym, poronieniem. I poniekąd ją rozumiem, ale
obarczenie Bena odpowiedzialnością za to, że małżeństwo się rozpadło, było po
prostu złe. Zrobił to, co zrobiłby każdy mąż w tej sytuacji, pozostał silny
pomimo własnego bólu, starał się pozostać pozytywnym i starał się przekonać
Cathy, aby zrobiła to samo.
"Nawet kiedy horyzont wydaje się ponury i pełen bólu, musimy nauczyć się walczyć i przetrwać, ponieważ korzyści wynikające z tej bolesnej walki oznaczają, że odzyskujemy swoje życie"

Ben jest najlepszym typem człowieka. Jest zabawny,
czarujący, przystojny, seksowny i naprawdę jedynym obiektem jego westchnień
jest jego żona - Cathy. Nie da się nie kochać Bena. Robi wszystko, aby pomóc
Cathy, zrozumieć ją. Ben był jedynym promieniem światła w całym tym mrocznym
bałaganie.
Arsen będąc młodym, bogatym,
wyniszczająco seksownym playboyem jest przyzwyczajony do tego, że dostaje to czego
chce. I on pragnie jej. Nie czułam żadnego związku między nim a Cathy ... nawet
przyjaźni. Według mnie, on nie wniósł niczego pozytywnego do jej życia.
Byłam szczęśliwa z
zakończeniem. Ale potem pojawił się epilog i zrujnował to zakończenie. Byłam wkurzona
tym, że Arsen jest swego rodzaju bohaterem, nagle stawiając szczęście innych ponad
swoim. Wiem, jak powinnam się się czuć, gdy czytałam Arsena ... Powinnam czuć emocjonalne
rozdarcie. Miałam poczuć, jak trudna jest dla niej decyzja zmieniająca życie,
jak trudno jest wybrać jedną miłość lub drugą. Ale nie to odczułam. Zamiast tego czułam wobec
niej złość, że jest tak samolubna i myślę, że to oczywiście wpłynęło na to, jak
przeczytałam całą historię.
Co do stylu pisania autorki. Miałam wrażenie, że czytam książkę, która na siłę chce być erotykiem. Dość ostentacyjne sceny, zamiast mnie przyciągać - odpychały. Myślę, że ta książka byłaby dobra, gdyby zmieniono kilka kwestii, np. postawę głównej bohaterki. Niestety tak się nie stało i dlatego książka dostaje ode mnie taką, a nie inną ocenę.
"Każde działanie ma konsekwencje. Nie ma znaczenia, jak bardzo chcesz uciec, czy się ukryć. Prędzej czy później to Cię dopada. Nazwij to karmą, jeśli musisz, ale wiedz, że karma jest suką"

Brak komentarzy :
Prześlij komentarz